Ciemno wszędzie, głucho wszędzie…

13:10
Zdjęcie ilustracyjne

Celtyckie Samhain a słowiańskie Dziady. Tradycje różne a może podobne.

Co to będzie, co to będzie? Niestety – a może wręcz przeciwnie: na szczęście – nie nauczyliśmy się jeszcze przewidywać przyszłości, więc w odpowiedzi na pytanie „co będzie?”, możemy jedynie bezradnie rozłożyć ręce. Wiemy natomiast, co było. Zajrzyjmy do historii obchodów dwóch, pozornie tak różnych, jesiennych świąt – Halloween i Dziadów.

Skąd się wzięło Halloween?
Wbrew pozorom, dzisiejsze „amerykańskie” święto – drugie pod względem popularności, Amerykanie uroczyściej obchodzą jedynie Boże Narodzenie – nie jest tak odległe słowiańskiej tradycji, jak mogłoby się wydawać. Historia Halloween (All Hallow’s Eve – ‘wigilia dnia Wszystkich Świętych’) rozpoczyna się ponad dwa tysiące lat temu na terenach zamieszkiwanych przez ludy celtyckie – dzisiejszej Anglii, Szkocji, Walii, Irlandii i północnej Francji. 

Celtyckie Samhain
Dlaczego „amerykańskie”, a nie po prostu – amerykańskie? Skąd ten cudzysłów? Stąd, że źródłem dzisiejszych obchodów Halloween jest pogańskie święto związane z zakończeniem zbiorów i przygotowaniami do nadchodzącej zimy – celtyckie Samhain, koniec lata. Dla ludów parających się rolnictwem rytm przyrody, jej roczny cykl, zamieranie i odradzanie się były niezwykle ważne. Życie ludzkie zależało w niewyobrażalnym dla nas stopniu od natury i jej kaprysów. Samhain to moment przejścia w drugą, zimniejszą, ciemniejszą, trudniejszą do zniesienia część roku – pora sprowadzania bydła z pastwisk, szykowania zapasów pożywienia i modlitwy o łagodną zimę.

Pomiędzy życiem a śmiercią
Wierzono również, że do przetrwania tego ciężkiego okresu potrzeba przychylności duchów przodków, a Samhain to czas największego zbliżenia świata zmarłych i świata żyjących. By udobruchać wracające na ziemię duchy, składano im ofiary, przygotowywano poczęstunek i podarunki – swego rodzaju kontynuacją tego zwyczaju jest wędrówka dzisiejszych przebierańców po domach sąsiadów w poszukiwaniu słodkości. Badacze przypuszczają, że dla Celtów początek zimy był jednocześnie początkiem nowego roku. To moment, w którym życie styka się ze śmiercią, a odwieczny cykl natury, powracające pory roku są odzwierciedleniem losu człowieka rozpiętego pomiędzy narodzinami a umieraniem.

Dziś symboliczny wymiar Halloween i jego geneza nie są najważniejsze. Stało się ono raczej kolejną okazją do zabawy, a barwne korowody przebierańców bardziej przypominają karnawałowe parady, niż posępne, żałobne procesje.

Dziady, słowiańskie Halloween
Słowo ‘dziad’ w staropolszczyźnie oznacza nie tylko starca, żebraka, ale i przodka („z dziada, pradziada…”). Słychać w nim także prasłowiański rdzeń ‘ded’ czyli ‘duch’ – w domyśle: duch przodka. Na wiarę i obrzędowość Słowian zachodnich wpływała kultura celtycka, jednak dziady są świętem łączącym przesądy i rytuały pogańskie z elementami wywodzącymi się z chrześcijaństwa.

I w naszym kręgu kulturowym jesienią zdarza się szczególna noc, gdy duchy przodków zbliżają się do żyjących. Słowiańskie zaświaty nie były jednorodne, dzielono je na lepsze, do których dusze chciały trafiać, i te gorsze, których lepiej po śmierci uniknąć. Święto obchodzono wspólnie w chatach lub na cmentarzu, miało ono jednoczyć społeczność i zapewnić jej pomyślność, dlatego przywoływano wszystkie duchy przebywające w bliżej nieokreślonej przestrzeni „pomiędzy” – ich dalsze losy miały się dopiero rozstrzygnąć na sądzie ostatecznym. Przez to „zawieszenie” między światami, żyjący mogą obcować ze swymi zmarłymi, biesiadować z nimi i rozmawiać, a świat pozazmysłowy wpływa na świat widzialny.

Dziady i Dziady
Spirytystyczny charakter obchodów dziadów uchwycił świetnie Adam Mickiewicz – za pośrednictwem Guślarza, przewodnika, mieszkańcy wsi rozmawiają z pojawiającymi się kolejno duchami. W rzeczywistości dla uczestników obrzędu obecność bliskich zmarłych była tak oczywista, że pozostawiali duchom puste miejsca przy wspólnym stole. Święto służyło raczej żyjącym i nie było tak emocjonujące, jak jego literacki opis. Jego przesłanie to memento mori – przypomnienie o ulotności i skończoności ludzkiego życia z jednej strony, z drugiej uświadamianie sobie nierozerwalnego związku życia i śmierci, umierania i odradzania się.

Zmarli, wciąż obecni
Oczekujące na sąd, błąkające się po świecie dusze traktowano jak żywe osoby, rozpalano ogniska, by mogły się ogrzać, zostawiano im na grobach poczęstunek. Przekonanie o wpływie świata duchów na świat ludzi było na tyle silne, że nikt nie chciał się narazić krążącym pomiędzy nimi istotom, należało je więc odpowiednio ugościć – miodem, mlekiem, kaszą, jajkami a nawet wódką – oraz unikać pewnych czynności mogących je wystraszyć.

Dziś to raczej my boimy się duchów, co więcej – lubimy się bać. Horrory, odwiedzane nie tylko przy okazji Halloween scary farm (przypominające scenerie najróżniejszych filmów grozy ogromne przestrzenie rozrywkowe) w Ameryce, coraz większa pomysłowość przebierających się uczestników halloweenowych zabaw potwierdzają obserwacje psychologów – w kontrolowanych, bezpiecznych warunkach lubimy poczuć przyjemny dreszczyk emocji. Zbliżające się jesienne święta, są dla wielu dobrą ku temu okazją.

PW