Dziś Międzynarodowy Dzień Tańca. Za co kochają go tancerki Opery na Zamku?

Za co kochają taniec? Co zmienił i zmienia w ich życiu? Co jest w nim trudnego? Czy każdy może tańczyć i… czy powinien, a jeśli tak, to dlaczego? Co lubią tańczyć? O nieskończonej, ale i trudnej miłości do tej pięknej i arcyszlachetnej dziedziny sztuki z okazji Międzynarodowego Dnia Tańca opowiadają tancerki Opery na Zamku w Szczecinie: Ekaterina Kitaeva-Muśko, Olga Kuźmina-Pietkiewicz, Karolina Cichy-Szromnik, Julia Safin, Ksenia Naumets i Stéphanie Nabet. Roztańczone panie mają też specjalne życzenia dla swoich widzów i wszystkich miłośników baletu.

Ekaterina Kitaeva-Muśko:

Za co kocham taniec? Odpowiedź jest prosta – za wszystko. Uwielbiam taniec w każdej jego formie. Najbardziej balet, ponieważ jest mi najbliższy, ale nie znaczy to, że zamykam się na inne style. Każdy styl tańca jest ciekawy i interesujący, z każdego można się czegoś nauczyć i znaleźć coś dla siebie, każdy jest inny, wywodzi się z różnych źródeł, ma odmienną historię, powstawał w różnych epokach i sferach kulturowych, które często nigdy się nie splatały ze sobą, a jednak mimo to, zawsze potrafił zbliżać i łączyć ludzi. Wszystko to powoduje, że taniec jest dla mnie tak bardzo fascynujący i piękny. Co jest w nim trudne, a co łatwe? Hmm, to bardzo trudne pytanie, zwłaszcza zadane profesjonalnej tancerce. Czy pytamy o technikę tańca, w której tancerz się porusza najlepiej lub najsłabiej, czy pytamy o zrozumienie treści lub emocji, które chcemy przekazać tańcem tak, aby były czytelne dla odbiorcy? Sądzę, że nie da się odpowiedzieć jednoznacznie i według jakiegoś szablonu na te pytania. Taniec jest kultem pięknego ciała i linii, dlatego trudne może być na przykład pokonywanie własnych barier w dążeniu do perfekcji. Jednak na pewno pokonanie tych barier i wyzwań, które przed sobą stawiam jako tancerka, daje wielką satysfakcję i wiarę w to, że wszystko jest możliwe.

Co taniec zmienił w moim życiu i jakie ono byłoby bez niego? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ całe moje życie związane jest z tańcem, więc nie mam porównania (śmiech). Towarzyszy mi od czasów, od kiedy siebie pamiętam. Zawsze lubiłam tańczyć, czy to było na domowej imprezie rodzinnej, czy w chwili, gdy w wieku 4 lat trafiłam do pierwszego kółka tanecznego, gdzie zauważono u mnie poczucie rytmu, muzykalność, koordynację i zdolność do ruchu tanecznego. To w ten sposób rozpoczęła się moja przygoda z tańcem. W wieku 6 lat pierwszy raz wystąpiłam na dużej scenie, co jeszcze bardziej zachęciło mnie do rozwoju w tym kierunku. Od tego momentu taniec stał się częścią mojego życia, a moje życie zostało „podporządkowane” tańcowi. Tańcem wyrażam siebie, dzięki niemu mogę przekazać bez zbędnych słów uczucia i emocje, które są głęboko w środku mojej duszy. Dzięki tańcowi poznałam też mojego męża.

Lubię tańczyć wszystko, co do tej pory podarował mi los. Moja ciężka praca i determinacja pomogła mi w zrealizowaniu zarówno małych epizodów, jak i wielkich pierwszoplanowych ról, z których jestem dumna. Nie ukrywam, że najpewniej czuję się w tańcu klasycznym, w którym zostałam wychowana. Największy ślad w mojej pamięci pozostawiły takie role jak Madame de Tourvel w spektaklu „Niebezpieczne związki”, Tatiana w spektaklu „Oniegin” czy Egina w spektaklu „Spartakus”. Wybrałam te role, ponieważ każda z nich jest diametralnie różna i każda z nich w jakiś sposób zaznaczyła się na mojej osobowości. We wszystkich znalazłam podobieństwa i przeciwieństwa mojego charakteru, co pomogło mi w przekraczaniu własnych granic. Z drugiej strony nie oznacza to jednak, że utożsamiam się w jakikolwiek sposób z którąś z tych ról.

Nie ma ludzi, którzy nie umieją tańczyć. Każdy to czuje, ma swój wewnętrzny rytm i może wyrażać po swojemu. Sądzę, że każdy powinien tańczyć, niekoniecznie zawodowo, ale nawet po cichu w domu, w kuchni podczas przygotowywania obiadu czy przed garażem w trakcie mycia samochodu. Moim zdaniem taniec w każdej postaci pomaga rozładować stres i napięcia, które spotykają nas każdego dnia w życiu, podnosi nastrój i poprawia samopoczucie.

Życzenia z okazji Międzynarodowego Dnia Tańca należą się wszystkim. Tancerzom życzę, aby spełniali swoje marzenia, pasje związane z tańcem, nie bali się pokonywać przeszkód. Widzom i miłośnikom tańca życzę wiele radości, emocji i wzruszeń. Życzę również chwili oddechu i zatrzymania, podczas oglądania widowisk tanecznych w tym pędzącym do przodu świecie, oraz aby dali się porwać do tańca, bo przecież w każdym z nas drzemie dusza Terpsychory.

Olga Kuźmina-Pietkiewicz:

Taniec dla mnie i mojej rodziny to coś, bez czego nie umiemy żyć. Gdyby nie balet, nie wyjechałabym z Ukrainy i nie poznała swojego męża, który również jest byłym tancerzem tańca towarzyskiego. Balet to dla mnie woda i powietrze, idę spać i wstaję z baletem w głowie (śmiech). Balet trzeba kochać, bo to nie jest łatwy zawód, to pot, czasami łzy, ale gdy się wychodzi na scenę i daje ludziom swój uśmiech, piękny taniec i również widzi się uśmiech, wzruszenie, łzy, owacje, to wie się, dlaczego trzeba było pomęczyć się na sali baletowej. Poza tym zapach sceny, światła to jak nieuleczalna choroba, człowiek jest z nią całe życie.

Kocham swoją pracę i jestem szczęśliwa, że balet i taniec jest w moim życiu.  Otworzyłam swoją szkołę, w której uczę dzieci baletu poprzez zabawy i tańce w znanych spektaklach baletowych, żeby zarazić je prawdziwą sztuką. Uczę też dorosłe osoby, które trenują ze mną w weekendy, żeby podtrzymywać dobrą formę i trochę podszkolić się w tańcu klasycznym. A potem moi uczniowie przychodzą do Opery na Zamku na spektakle (śmiech).

Opowiem jeszcze Państwu ważną dla mnie historię związaną z tańcem. W 2006 roku, kiedy pierwszy raz przyjechałam do Opery na Zamku, lekcje baletu dla absolwentów ogniska baletowego prowadził pan Janusz Grzegorczyk. W  jednej z takich lekcji uczestniczył pewien Paweł, zaproszony przez kolegę, który grał w „Kopciuszku”. Pan Janusz zażartował mówiąc: „chyba podobasz się tej blondynce”. Paweł kupił bilety na spektakl i po spektaklu czekał, aż wyjdę. Nie wyszłam, bo nie wiedziałam, że ktoś na mnie czeka… Po 9 latach znów spotkaliśmy się z Pawłem i zostaliśmy ze sobą już na zawsze. Balet stał się naszym Amorem (śmiech). Teraz mamy piękną córeczkę, która też lubi tańczyć. A my z mężem prowadzimy lekcje dla nowożeńców i przygotowujemy parom pierwszy taniec. Nazywamy się „Pogotowie taneczne dla narzeczonych”.

Trzeba chodzić do opery, bo to, co rodzi się w nas podczas oglądania spektakli, to jest coś pięknego. Każdy patrzy i widzi inaczej, klasyczna muzyka wpływa na człowieka ogromnie pozytywnie, a taniec to doskonały lek na depresję!

Karolina Cichy-Szromnik:

Za co kocham taniec? To bardzo trudne pytanie. Odpowiem przewrotnie: nie wiem. Taniec jest w moim życiu od zawsze. Jest jak oddychanie. Nie mogę bez niego żyć. Nie wyobrażam sobie, że można nie lubić tańczyć, nawet jeśli nie jest się profesjonalną tancerką. Uwielbiam tańcem kreować historię, stwarzać opowieść, poruszać emocje. Może tańcząc jestem dla siebie najbardziej prawdziwa, dzięki temu najbardziej szczera dla widza?

Najtrudniejsze w balecie jest przekraczanie granic, których przejście czasami wydaje się być niemożliwe. I codzienne zaczynanie od początku. Zwłaszcza kiedy trafia się gorszy dzień, którego przecież nie można stracić, bo ten zawód jest zbyt krótki, by sobie na to pozwolić.

Najpiękniejsze jest poczucie, że widz uwierzył, że szczerze się wzruszył. Że nie wychodzi z teatru taki sam, jaki był, gdy do niego przyszedł.

Dziś Międzynarodowy Dzień Tańca, a ja chciałam Was zachęcić do jednego: jeśli nie wiesz, jak zrzucić z siebie jakiś ciężar, chcesz się poczuć lepiej… albo masz już dość kwarantanny? To – nie tylko dziś, ale w ogóle: włącz muzykę i „Dance it out!”. Wszystkiego dobrego!

Julia Safin:  

Z tańcem jestem związana od dziecka. Już jako mała Julcia chodziłam do Opery Bałtyckiej na spektakle baletowe podziwiać tam moją ciocię, która była solistką. To właśnie dzięki niej pokochałam ten zawód. Ta lekkość i piękno ruchu, który zapewnia taniec klasyczny, unosząc mnie do innego świata… Świata magii, bajki i czaru. Dziś to ja jestem dorosła i to ja tańczę w balecie. To właśnie ja mogę pokazać innym piękno tańca. Piękno zawodu, który, jak dobrze wiemy, do łatwych nie należy, który zmusza do samodyscypliny i codziennej walki ze sobą. Zawodu zmuszającego do kształtowania charakteru, uczącego, by nie poddawać się w ciężkich chwilach. A te się pojawiają, nasza praca czasem wydaje się żmudna przez konieczną systematyczność bez względu na humor czy samopoczucie i zmuszanie się do codziennych ćwiczeń, jak i do wyrzeczeń związanych z jedzeniem (śmiech).

Co taniec zmienił w moim życiu? Dał mi pewność siebie, której kiedyś, jako dziecko, nie miałam. Każdego ranka, kiedy się budzę, doświadczam niespotykanego zachwytu – zachwytu bycia tancerką – i zadaję sobie pytanie: „jakiej wspaniałej rzeczy dokona dziś Julia Safin”? Taniec „zmienił” też mój stan cywilny. Bo właśnie w Operze na Zamku poznałam swojego męża (śmiech).

Taniec wzbogacił mnie w emocjonalną dojrzałość. Cały czas kształci, jak i zaskakuje. Bycie na scenie daje mi możliwość wcielenia się w kogoś innego, poszerzając moje horyzonty. Bycie kimś innym często fascynuje, jak i dodaje życiu kolorów. Daje też trochę inny punkt widzenia na świat, więc jakie byłoby to życie bez tańca? Ponure, zwyczajne i dla mnie – nijakie. Dobrze wiemy, że bez duszy artystycznej świat by nie istniał. Co lubię tańczyć najbardziej? To, co się tańczy w najlepszych, jak i profesjonalnych teatrach: taniec klasyczny. Na moje szczęście pracuję w teatrze, który mi na to pozwala i to jest właśnie coś niesamowitego.

Ksenia Naumets:

Do szkoły baletowej wysłali mnie rodzice, bo bardzo lubiłam tańczyć, zawsze, gdy słyszałam muzykę, czułam ją ciałem i zaczynałam improwizować. To inny świat, który pomaga odblokować potencjał, sposób wyrażenia siebie. Tańcząc zapominam o codziennych problemach. Dla mnie to miłość bez słów i mój styl życia. Co daje taniec? Dobrą formę fizyczną, dobry wygląd, pozytywne emocje, szczęście, pragnienie osiągnięcia pożądanego rezultatu. Wymaga poświęcenia i przede wszystkim pokory. Wciąż muszę mieć ogromną cierpliwość, nerwy, zebrać całą siłę we własne ręce, by osiągnąć to, czego chcę. Taniec  dał mi pewność siebie, wysoki poziom samodyscypliny i umiejętność motywowania się. Sama świadomość, że wykonało się świetną robotę, poprawia mi humor. Tylko taniec potrafi mnie ze wszystkiego złego wyleczyć.

Miałam niegdyś przerwę w swoim zawodzie, ale wtedy przeżyłam chwile załamania, brakowało mi czegoś, czułam się niespełniona. Szybko zrozumiałam, że bez tańca nie dam rady i po roku zrobiłam wszystko, żeby nadrobić zaległości i dojść do takiej formy fizycznej, żeby znów być szczęśliwą. Mam teraz zabezpieczenie na przyszłość: jeśli ja nie będę mogła sama tańczyć, to zacznę młode pokolenie zachęcać do tańca i przekazywać swoją wiedzę.

Lubię wychodzić na scenę i przenosić całą energię, która wychodzi z mojej duszy, opowiadając w ten sposób historię, której doświadczyłam. Taniec jest dla mnie czymś wiecznym. W tańcu można pokazać wszystko, wszystkie swoje uczucia, żyję nimi i bez nich nie wyobrażam sobie życia. To wolność i radość. Lubię tańczyć każdą rolę w Operze na Zamku – od małej do dużej. I bardzo dziękuję choreografom, których poznałam i którzy uwierzyli we mnie, pedagogom, którzy mnie motywowali i wspierali w trudnych chwilach. Dziękuję wszystkim za moje przygotowanie fizyczne i psychiczne. Dziękuję wszystkim tancerzom Opery na Zamku za wsparcie i przyjaźń.

Chciałabym życzyć wszystkim miłośnikom baletu oraz kochanym Widzom zdrowia i przetrwania ciężkich chwili. Kiedy to wszystko się skończy, my z wielkim uśmiechem od razu wrócimy do pracy, by zapewnić Państwu jeszcze lepszą moc wrażeń. Proszę również pamiętać, że świat naszej Opery na Zamku jest w każdym z Was. Do zobaczenia!

Stéphanie Nabet:

Już jako dziecko przepełniona byłam emocjami, ale nie umiałam ich wyrazić słowami. Pamiętam, że jako czteroletnia dziewczynka oglądałam na okrągło Balet Kirowa na kasecie. Oglądałam i kręciłam się w kółko na palcach. To był mój taniec, który z biegiem czasu pomógł mi wyrazić emocje bez używania słów. I wtedy moja wrażliwość stała się moją siłą. Kiedy tańczę, nie jestem już sobą i wymyślam sobie nowe życie, tak jak bohater powieści staję się kimś niezwykłym. Ten magiczny czas tańca należy tylko do mnie i do widzów. Odkryłam tę tajemnicę między innymi w tańcu współczesnym, w którym jestem nie tylko tancerką, ale i aktorką. Muzyka, którą kocham nad życie, inspiruje mnie w niezwykły sposób, przy niej moje ciało zaczyna wibrować i szukać wspólnego języka ze światem. Wtedy tańczę i żyję! Ale taniec nie był wyłącznie moim marzeniem, to była i jest codzienna walka z ciałem, nieskończona batalia, żeby osiągnąć wdzięk i wolność na scenie… Codzienne przekraczanie granic własnych możliwości, dyscyplina i wymaganie od siebie coraz więcej i więcej… W ten sposób nauczyłam się pokonywać trudności – jedną po drugiej. Taniec to moja wielka szkoła życia! Potrzebowałam bowiem dużo czasu, żeby zaakceptować swoje ciało, aby nauczyć się je chronić i kontynuować wybraną drogę. Taniec mnie stworzył, ukształtował mnie taką, jaka jestem dzisiaj, wewnętrznie i zewnętrznie. Dzielę się moją pasją i uwielbiam brać za rękę dziecko, towarzyszyć mu w tej wspaniałej, nieprawdopodobnej awanturze. Dlatego też kocham uczyć dzieci i młodzież.

Z okazji Międzynarodowego Dnia Tańca życzę wszystkim miłośnikom baletu i tańca dużo radości, kiedy oglądacie spektakle baletowe i kiedy sami stawiacie czasem nieśmiałe kroki taneczne! Tego szczęścia nie porzucajcie za nic w świecie!

Opowieści tancerek Opery na Zamku w Szczecinie zebrała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.

Autor: Infoludek.pl szczecin@infoludek.pl