Jak z izolacją radzą sobie artyści Opery na Zamku w Szczecinie? [wywiad]

Chórzystka, trębacz, tancerki i asystent dyrygenta. Na co dzień w teatrze ćwiczą w różnych miejscach, różnych zespołach. Teraz, w tym skomplikowanym czasie, marzą o jednym: wrócić do opery, zagrać, zaśpiewać, zatańczyć, wziąć do ręki batutę. Jak radzą sobie z dyscypliną w czterech ścianach? Czego nowego się uczą? Z Justyną Zawilińską, Karoliną Cichy-Szromnik, Mansfetem Masnym, Julią Safin i Mateuszem Gwizdałłą rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.

Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Jak Państwo przyjęli informację o tak długim terminie zamknięcia opery dla widzów?

Justyna Zawilińska, chórzystka: Z każdej sytuacji staram się wyciągać moc optymizmu, aczkolwiek informacja o tak długim terminie zamknięcia opery spotkała się z nutką melancholii. My, ludzie teatru, żyjemy sceną, kontaktem z publicznością, obustronną wymianą emocji i doświadczeń. Dłuższy brak takiej relacji jest jak najbardziej zauważalny i każdy na swój sposób w głębi serca to przeżywa.

Karolina Cichy-Szromnik, tancerka: Życie bez sztuki nie jest życiem w ogóle. Wiele placówek kulturalnych – muzeów, teatrów, galerii, przestało funkcjonować w całym kraju. I to jest dla widzów i artystów bardzo smutny moment. Obserwuję, jak dużo z tych miejsc na całym świecie przeniosło obcowanie z widzami do sieci i to jest bardzo cenne. Ale przecież osobiste spotkanie z widzami na sali teatralnej czy muzealnej jest czymś dużo głębszym. Uwalnia prawdziwe emocje, pozwala nam wierzyć, że wymyślony przez twórcę świat jest prawdziwy. Zarówno publiczność jak i artyści doświadczają pewnego rodzaju oczyszczenia z negatywnych emocji, niezależnie, czy oglądane dzieło przypada im do gustu, czy nie. Przedstawienie jest formą komunikacji artysty z widzem i odwrotnie; sztuka skłania nas do refleksji, rozwija, uczy nas szacunku do odmienności, historii, niezależnie od tego na jakiej szerokości geograficznej się znajdujemy. Dlatego jestem bardzo zasmucona zamknięciem instytucji kultury, bo myślę, że ten stan – jeśli potrwa zbyt długo, społecznie przyniesie negatywne skutki, z których sobie nawet nie zdajemy sprawy. Chcę głęboko wierzyć, że szybko się skończy.

Mansfet Masny, trębacz: Z ulgą, ale i z przerażeniem. Dotarło do mnie, że problem Chin stał się realnym zagrożeniem dla nas wszystkich.

Julia Safin, tancerka: Kiedy dowiedziałam się o zamknięciu naszej opery, co było równoznaczne z tym, że został wprowadzony zakaz występowania na scenie z powodu wirusa COVID-19, poczułam się jakby ktoś rozerwał moje serce. Jednak jako profesjonalna artystka musiałam stawić temu czoła i pogodzić się z tą sytuacją, wierząc w lepsze jutro i jak najszybszy powrót na scenę. Nasza praca polega na tym, żebyśmy my jak i widzowie, przeżywali razem niezapomniane chwile, zabierając ich w zupełnie inny świat, często odrywając ich od codzienności, która nieraz potrafi być jednak problematyczna. Dobrze wiemy, zabranie publiczności chociaż na dwie godziny w inny świat staje się skarbem dla jej duszy. Nie przeczę, że również my, jako artyści, bardzo lubimy, kiedy widzowie podziwiają nas na scenie. Kiedy są podczas spektaklu razem z nami. Kiedy starają się czuć to samo, co my. W takiej sytuacji jako artyści czujemy się dumni, dowartościowani, chcemy grać jak najlepiej. Niestety musimy obecnie podejść do wszystkiego poważnie i zadbać o nasze zdrowie, zdrowie naszych kolegów i widzów. Ktoś po zakończeniu pandemii musi dla widzów występować, a również my musimy mieć dla kogo.

Mateusz Gwizdałła, asystent dyrygenta: Jakoś spokojnie. Już nie pamiętam, czy byłem zaskoczony, czy raczej to przewidziałem, gdy już inne instytucje zaczynały się zamykać. To było dziwne, ale była to też po prostu kolejna zmiana o większym rozmiarze w moim życiu.

Już długo są Państwo w domach. Jak udało się przeorganizować swoje życie, wywrócone przez przymusową izolację do góry nogami?

Karolina Cichy-Szromnik: Jedną z podstawowych rzeczy jest: nie wolno nam zasiąść na przysłowiowej kanapie. Trzeba zastąpić wszystkie czynności sprzed kwarantanny innymi czynnościami o podobnym charakterze, które udaje nam się robić w warunkach domowych. Żeby nie wypaść z rytmu. To pozwoli nam szybciej wrócić do normalności

Julia Safin: Uciekłam do mojego rodzinnego domu z ogrodem w Gdańsku. Przekonałam męża, że mamy przecież dwa charciki włoskie, które potrzebują dużo ruchu. Stwierdziłam również, że mnie, mojemu mężowi, jak i naszym pieskom, będzie łatwiej w większej przestrzeni i w liczniejszym gronie rodzinnym uporać się psychicznie z izolacją. Dom, ogród, moi rodzice, babcia, mąż, brat oraz pieski na miejscu dają poczucie bliskości siebie, a jak dobrze wiemy, jest to najważniejsze. Rodzina męża została w Szczecinie. Moja teściowa codziennie walczy o zdrowie ludzi w szpitalu zakaźnym przy ulicy Arkońskiej, przez co od razu z moim teściem doszła do wniosku, by kontaktować się tylko z nami poprzez rozmowy video. Opiekują się naszymi kwiatami.

Mateusz Gwizdałła: Powoli, po zaakceptowaniu, że to raczej szybko nie wróci do normy, i że trzeba traktować ten czas inaczej, z innej perspektywy.

Justyna Zawilińska:  Najważniejsze w tej sytuacji było dla mnie to, by zachować balans i starać się żyć jak najbardziej normalnie, jak najbardziej produktywnie, ale oczywiście zdrowo i odpowiedzialnie. Najważniejszym przeorganizowaniem było zamienić dom w ćwiczeniówkę, wypracować godziny, w których swobodnie mogłabym ćwiczyć z nadzieją, że sąsiedzi mnie nie eksmitują (śmiech). Poza tym więcej czasu trzeba poświęcić na przemyślane, sprawne zakupy, jak również odpowiednio „komponować” swoje spacery, by były jak najbardziej zbawienne dla umysłu, samopoczucia i formy.

Mansfet Masny: Właściwie niczego nie musiałem zmieniać, jestem dobrze wyposażony w tłumiki. Jeden z nich tłumi do 16db, więc sąsiedzi, nawet jeśli by chcieli posłuchać, to nie mają szans (śmiech).

Jak wygląda Państwa dzień? Udaje się ćwiczyć w domu?

Justyna Zawilińska: Każdy dzień rozpoczynam od rozgrzewki oddechowej, jest to już mój rytuał. Bo jak coś świetnie działa na cały instrument człowieka, trzeba to jak najbardziej stosować, szczególnie teraz! Każdy z nas zdaje sobie sprawę jak ważny jest prawidłowy proces oddychania – zarówno w śpiewie jak i w życiu. Kolejno w moim planie dnia obowiązkowo musi się znaleźć trucht po parku, jak również podstawowe ćwiczenia fizyczne, osiągalne dla każdego z nas. Codziennie staram się też wygospodarować trochę czasu na język niemiecki, który jest moją ogromną pasją oraz kontakty z przyjaciółmi – te przez komunikatory oczywiście. I co jest wisienką na torcie – każdego dnia muszę coś pośpiewać – obowiązkowo!

Karolina Cichy-Szromnik: Ja pracuję. I udaje mi się ćwiczyć w domu, bo boję się pomyśleć, co by było jakbym przestała! (śmiech). Prowadzę również zajęcia w szkole tańca, więc teraz spotykam się ze swoimi uczniami codziennie wirtualnie. To też niezła dawka dyscypliny. Oprócz ćwiczeń mamy lekcje historii tańca, i to doskonały moment, żeby rozmawiać o tańcu w sposób, na który w normalnych warunkach zawsze brakuje czasu.

Julia Safin: W domu niestety nas roznosi, ponieważ nie pracujemy. Nie mamy gdzie wyrzucić z siebie energii. Jesteśmy przyzwyczajeni do innego trybu życia: praca dwa razy w ciągu dnia i „przebywanie” w roli 24 godziny na dobę…

Mateusz Gwizdałła: Z ćwiczeniem i tak trudno jako dyrygent bez zespołu! Nie mam dostępu do fortepianu, więc nie było mowy o codziennej rutynie. Ale uznałem, że to szansa, żeby wrócić do mojego pierwszego instrumentu – trąbki. I do języka włoskiego.

Mansfet Masny: Izolacja nie istnieje w domu z trójką dzieci… (śmiech), zestawem zaległych lektur, szerokopasmowym internetem, konsolą i grami w promocyjnych cenach.

Sąsiedzi nie narzekają?

Karolina Cichy-Szromnik: Moi sąsiedzi skaczą na skakance nad moją głową, słuchają głośno muzyki, albo śpiewają. Widzicie?! Nie da się żyć bez ruchu i bez sztuki! (śmiech). Dlatego mamy dla siebie wiele wyrozumiałości.

Mateusz Gwizdałła: Jeszcze nie, ale chyba raczej dzięki temu, że często gram z tłumikiem.

Justyna Zawilińska: Sąsiedzi nawet spod masek mają uśmiechnięte oczy, więc chyba jest jeszcze cierpliwość dla moich domowych wyczynów wokalnych (śmiech).

Jak bardzo doskwiera izolacja? A może właśnie nie doskwiera, bo ten czas też można spędzić twórczo?

Julia Safin: Próbujemy sobie jakoś radzić. Po porannej kawie i śniadaniu, wraz z kierownikiem, pedagogiem, jak i kilkoma chętnymi osobami z zespołu, organizujemy sobie lekcje klasyki. Dzięki naszemu kierownikowi i jego motywacji jest nam raźniej, przez co łatwiej nam jest przetrwać. Po lekcji razem z naszą koleżanką z zespołu, a mianowicie baletową „motywatorką” od workout’u, Stephanie Nabet, przerabiamy w damskim gronie szereg ćwiczeń wzmacniających, zakończonych plotkami przy kawie, jak to kobiety mają w zwyczaju (śmiech).

Justyna Zawilińska: Myślę, że trzeba się dostosować do pewnych warunków i ten czas wykorzystać jak najbardziej owocnie. Kontynuuję lekcje śpiewu video na tyle, ile to możliwe, wciąż sprawia mi to ogromną radość i chociaż na chwilę pozwala zapomnieć o tym, co „za oknem”! Są ćwiczenia, które jak najbardziej można wykonywać w ten sposób, reszta musi cierpliwie zaczekać (śmiech).

Mateusz Gwizdałła: Bez ludzi i bez konkretnego harmonogramu jest trudno. Raczej więcej czasu poświęcam ćwiczeniom fizycznym, czytaniu książek. Trochę komponuję, słucham muzyki.

Karolina Cichy-Szromnik: Bardzo doskwiera mi brak spotkań z rodziną i przyjaciółmi. Ale z drugiej strony bycie samej mi nie przeszkadza. Zawsze można czytać, uczyć się nowych rzeczy. Zaczęłam malować jakieś swoje bohomazy i wieszam je na ścianach. Zawsze będzie jakaś pamiątka z kwarantanny! (śmiech)

Jak u Państwa z samodyscypliną?

Mansfet Masny: Samodyscyplina to u mnie ostatnie 30 lat życia z trąbką…

Karolina Cichy-Szromnik: Jeśli się pojawia taki problem, to dzwonię do mojej kuzynki. Przy rozmowie dwa dni temu powiedziała mi, że kwarantanna popsuła jej plany przejścia 50-kilometrowego maratonu, więc… przeszła go w domu! Po takiej rozmowie problem z samodyscypliną szybko mija.

Justyna Zawilińska: Z samodyscypliną żyje mi się jak najbardziej dobrze, nigdy nie miałam z nią problemu. Myślę, że im więcej jej mamy, tym nasze wewnętrzne „ja” jest bogatsze i odporne. Obecny czas jest dobry do jej szlifowania i trzeba z tego korzystać.

Mateusz Gwizdałła: Raz lepiej, raz gorzej. Chciałbym, żeby było lepiej, ale to czasami trudne w izolacji.

Czy ten czas wyzwolił u Państwa pewną energię na przykład do szukania nowych inspiracji? Czy jest to okazja do zrobienia czegoś artystycznie nowego, innego?

Karolina Cichy-Szromnik: Pasjonuje mnie dekoracja i architektura wnętrz. Więc wnętrze, w którym mieszkam zmieniło oblicze. Kupuję rupiecie na aukcjach przez internet i daję im nowe życie, bo to przynosi mnóstwo pozytywnych emocji i największą satysfakcję! Przy okazji, w związku z kwarantanną, ćwiczę sztukę negocjacji, która też się w życiu przydaje!

Justyna Zawilińska: Obecny czas na pewno weryfikuje wszelkie nasze potrzeby i cele. Jestem osobą, która z natury ma bardzo dużo energii, wszędzie mnie pełno, zawsze mam coś do zrobienia i czasami chyba brakuje takiej chwili spokoju, którą teraz dostałam w pakiecie. Jest ona zbawienna, mam chwilę, by się zatrzymać, wiele kwestii przemyśleć, wiele działań zaplanować. Zapytać, poradzić się, a może właśnie sobie zaufać. Proces trwa (śmiech).

Mansfet Masny: Próbuję nauczyć się grać na ukulele… palce bolą, zaczynam doceniać ciężką pracę  smyczkowców… (śmiech).

Co Państwo robią w wolnych chwilach?

Justyna Zawilińska: W wolnych chwilach, oczywiście po ćwiczeniach, dużo czytam. Kocham literaturę. Plusy kwarantanny są takie, że nie mam jak bankrutować w księgarniach (śmiech). Poza tym, wciąż dbam o szlifowanie języków, staram się też podciągnąć w kulinariach. I spacery – świętość!

Mansfet Masny: Znalazłem sobie tyle zajęć, że nie mam wolnych chwil (śmiech).

Karolina Cichy-Szromnik: Ughhh… to dobre pytanie…Początek był bardzo trudny. Zawsze dużo pracowałam i nie radzę sobie z „wolnym czasem”. To dla mnie niezła lekcja pokory. I też czas, żeby się wiele o sobie dowiedzieć. Nauczyłam się dostrzegać, jaką jestem szczęściarą, że mogę się cieszyć małymi prozaicznymi rzeczami. Jestem za to bardzo wdzięczna.

Julia Safin: Spędzam dużo czasu na zabawę w ogródku z moimi pieskami, dla zabicia czasu robię w ogródku porządki. Niestety, tam zawsze jest co robić. Wtedy mam również czas na to, żeby mój mąż, Dawid, mógł mieć lekcje śpiewu i chwilę na ćwiczenia. Na szczęście w tak dużym domu jednorodzinnym nie jestem zmuszona, jak i sąsiedzi, do słuchania jego trzygodzinnych recitali (śmiech). Po dniu pełnym wrażeń i ćwiczeń z kierownikiem, pedagogiem, jak i częścią zespołu przychodzi czas na kolację i herbatę w rodzinnym gronie.

Mateusz Gwizdałła: Spacery, nie wiem, co bym zrobił bez przyrody, rozmowy przez Skype’a, filmiki lub gry komputerowe nawet.

Każdy obecnie przeżywa chwile kryzysu. Jak sobie Państwo z nim radzą?

Karolina Cichy-Szromnik: Oczywiście! Ale tęsknię też za byciem widzem! Przed kwarantanną poleciałam na koncert do Budapesztu, żeby  posłuchać i zobaczyć koncert mojej ukochanej pianistki. Takie chwile naładowują pozytywnie na długi czas! Nie można za tym nie tęsknić! Wyobrażam sobie, że powrót do normalności będzie piękny, bo wszystkim nam jej brakuje!

Justyna Zawilińska: Kryzysom mówimy „nie”! A jeśli już nadchodzą gorsze chwile związane z obecną sytuacją, ratunkiem jest zawsze telefon do przyjaciela i litr śmiechu. Nic tak nie działa na stan ducha jak dobre relacje!

Julia Safin: Teraz cieszę się, że mam dużo czasu dla siebie, jak i rodziny. Remontuję, sprzątam, ćwiczę, a nawet hobbystycznie projektuję. Na szczęście jeszcze nie zwariowałam dzięki rozmowom z przyjaciółmi i ich motywacji. Mam tylko nadzieję, że wrócimy do normalnego życia…

Mansfet Masny: Kryzysu brak.

Bardzo Państwo tęsknią za spotkaniem z widzami? Jak sobie Państwo wyobrażają powrót do normalności?

Justyna Zawilińska: Za widzami zawsze bardzo się tęskni! To nasi odbiorcy, to dla nich robimy to, co robimy. Gdzieś tam w głowie mam pewny scenariusz, w którym widzę nas wszystkich znów na pełnej sali. Wszyscy uczestniczymy w tym „spotkaniu”, razem na siebie oddziałujemy. To piękne móc tak się przenikać i odbierać od siebie wszelkie stany ducha. Myślę, że w dzisiejszym świecie ludzie bardzo potrzebują takiego kontaktu, a teatr zdecydowanie może im to zapewnić. Limit nie do wyczerpania!

Mansfet Masny: Tęsknię za pracą, wspólnym graniem… Traktuję ten czas trochę jak urlop, to sprawia, że oszukany mózg lepiej sobie radzi…

Co Państwo zrobią jako pierwsze po powrocie do teatru?

 Mateusz Gwizdałła: Wezmę ćwiczeniówkę i zaśpiewam.

Karolina Cichy-Szromnik: Mam nadzieję, że będę mogła wszystkich uścisnąć. Bez maseczki i rękawiczek!

Mansfet Masny: Przypnę rower, zdejmę kask i z przyjemnością i uśmiechem przywitam się z portierem.

Justyna Zawilińska: Muszę sprawdzić rezonans w sali kominkowej! (śmiech)

Dziękuję za rozmowę.

Z artystami Opery na Zamku rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.

Autor: Infoludek.pl szczecin@infoludek.pl