Kortez: Filharmonia w Szczecinie? Miazga [wywiad]

10:16
Kortez
Fot. Agata Trafalska

W specjalnym wywiadzie dla portalu Infoludek.pl zdobywca Fryderyka za najlepszy debiut fonograficzny opowiada m.in. o wrażeniach z pobytu w Szczecinie, ulubionych filmach i drugiej płycie.

Marek Kachnowicz: Pojawiłeś się nagle, nie wiadomo skąd i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki podbiłeś serca Polaków…

Kortez: Nigdy nie liczyłem, że coś takiego mi się w życiu przydarzy, ale bardzo się cieszę, że jestem tu gdzie jestem.

Kilka tygodni temu otrzymałeś Fryderyka za fonograficzny debiut roku. Całkowite zaskoczenie czy jednak nie do końca?

Szczerze mówiąc, to czułem, że otrzymam tę nagrodę.

Jakiś czas temu brałeś udział w jednym z popularnych talent show. Takie programy są dobrym rozwiązaniem dla ludzi, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z muzyką?

Każdy kto chce zaistnieć w muzyce powinien pokazywać gdzieś swoją twórczość. W przypadku talent show można trafić różnie, bo otacza Cię masa ludzi, z których część chce pomóc, a inni zrobić program telewizyjny. Możesz – jak było w moim przypadku – spotkać osobę [Paweł Jóźwicki, szef wytwórni Jazzboy – przyp. red.], która Cię zauważy, uwierzy w Ciebie i pomoże. Chyba jednak częściej chodzi o to żeby program oglądało jak najwięcej widzów.

Na Twoim koncercie widziałem ludzi w bardzo różnym wieku, co sugerowałoby, że Twoja muzyka łączy pokolenia.

Coś w tym jest. Przychodzi sporo dojrzałych ludzi z własnymi doświadczeniami życiowymi, ale jest też dużo młodych. Starsi ludzie mówią mi, że moja muzyka przywołuje wspomnienia. Najczęściej są to jakieś bolesne uczucia, niepozałatwiane sprawy z przeszłości. Jeśli masz jakiś problem, to możesz próbować go na różne sposoby zagłuszać, ale on wróci prędzej czy później. Moja muzyka jest dla nich pewnego rodzaju katalizatorem, który pomaga im coś przepracować.

Podobno nie słuchasz zbyt często cudzej muzyki, bo wolisz sam stworzyć coś co Ci się podoba. Na pewno są jednak artyści, którzy mieli wpływ na to gdzie teraz jesteś?

Oczywiście, Chopin, Mozart czy Clarence Greenwood, dzięki któremu zacząłem komponować na gitarze. Duży wpływ na mnie mieli także Wu Tang Clan i MF Doom, a z polskich Paktofonika, Kaliber 44, Molesta czy Eldo. Gdy chcę sobie posłuchać muzyki, to sięgam po rzeczy, które znam. A jak słyszę zupełnie coś nowego i nie mogę sobie tego puścić, to siadam w studiu i próbuję sam stworzyć kompozycję, która mnie zaintrygowała. Jestem wielkim szczęściarzem, że mogę w każdej chwili coś zagrać, w zależności od nastroju i mieć z tego wielką frajdę.

A jakbyś mógł wystąpić w duecie z dowolnym muzykiem (żyjącym lub nieżyjącym), to kogo byś wybrał?

Chyba nie mogę wskazać nikogo konkretnego. Najpierw trzeba poznać osobę, która ma tak samo otwarty umysł i serce, aby współpraca miała jakikolwiek sens. Dla mnie wspólne nagrywanie jest całkowitym otworzeniem się przed drugim człowiekiem. Niestety obecnie współpraca zazwyczaj wygląda tak, że jeden pan śpiewa pierwszą zwrotkę, drugi kolejną, potem razem śpiewają refren i powinno być ekstra. To strasznie słabe podejście. Jeden z polskich raperów, Pius, stracił słuch, a ja zostałem poproszony, aby zaśpiewać w kilku napisanych przez niego piosenkach. Mój udział w tym projekcie będzie więc formą pomocy dla artysty, który nie może sam przekazać tego co stworzył. W tym przypadku jestem całkowicie przekonany, że współpraca ma sens i dlatego z chęcią się pod tym podpiszę.

Na „Bumerangu” teksty są w większości autorstwa innych osób. Będziesz chciał kontynuować współpracę z nimi czy jednak ciągnie Cię do pisania własnych?

Miałem sporo szczęścia, że poznałem tych wszystkich ludzi, którzy podzielili się ze mną swoim talentem. Osobiście bardziej skupiam się na komponowaniu muzyki, uczę się też produkcji, to mnie bardziej zajmuje niż pisanie tekstów. Muzyka, którą piszę wywołuje emocje, a one wywołują myśli, które czasem mam ochotę przelać na papier. Te teksty są czasem szczątkowe, czasem tworzą już jakąś całość. Nie jest więc wykluczone, że na kolejnych płytach pojawią się piosenki mojego autorstwa. Na pewno nie zrezygnuję jednak ze współpracy przy tekstach z innymi osobami, gdyż to pozwala otwierać się na różne punkty widzenia uniwersalnych przeżyć i emocji.

Inspirują Cię inne dziedziny sztuki niż muzyka? Masz swoją ulubioną książkę, film?

Najbardziej kręcą mnie filmy. Czasem łapię się na tym, że jak coś robię, to mam wrażenie, że to scena z jakiegoś filmu. Najbardziej lubię dramaty psychologiczne i komedie. Lubię czuć, że film ma sens, że mogę coś z niego dla siebie wyciągnąć. Nie lubię natomiast wielkich produkcji, bo szkoda tracić czasu na tego typu rozrywkę. Wiem, że film był dobry kiedy po wyjściu z kina, w mojej głowie widzę kolejne sceny. Oglądałem niedawno „Pokój”. Przez pierwsze piętnaście minut myślałem, że to będzie totalna porażka, ale po seansie byłem zachwycony. Podobał mi się również film „Aż poleje się krew” z Danielem Day-Lewisem. Chciałbym kiedyś nauczyć się robić filmy.

Grałeś już kilka koncertów w Szczecinie, byłeś też w Kołobrzegu, a niedługo wystąpisz w Stargardzie. Jakie masz wrażenia z Pomorza Zachodniego? Coś szczególnie utkwiło Ci w pamięci?

Szczecin i Gdańsk to chyba najładniejsze miasta jakie odwiedziłem podczas trasy koncertowej. Bardzo podobają mi się tereny stoczniowe, żurawie w portach. A jeśli chodzi o szczecińską Filharmonię, to powiem tak: sztos, miazga. Prawdziwa architektoniczna perełka, sala z rewelacyjną akustyką, chyba najlepsza w jakiej miałem przyjemność wystąpić.

Po wydaniu płyty w trasę koncertową ruszyłeś sam, ale od niedawna występujesz z całym zespołem. Czym różnią się te koncerty?

Najważniejsze są zawsze emocje. Chodzi o to, aby się poddać muzyce i zobaczyć czy coś Ci to robi. Jeśli nic Ci nie robi, to wtedy nie ma znaczenia czy gram solo czy z całym zespołem. Te koncerty z zespołem mają większą moc, są bardziej monumentalne, siłą rzeczy jest więcej brzmień z płyty, bo występujemy w piątkę.

Myślisz już o drugiej płycie? Masz gotowe jakieś piosenki?

Całkowicie odrzucam przekonanie, że na drugiej płycie trzeba koniecznie czymś ludzi zaskoczyć, bo tylko wtedy może być lepsza od pierwszej. Takie myślenie sprawia, że zaczyna się kombinowanie i wyścig z czasem, więc często powstaje słaby album, pod którym sam artysta nie chce się podpisać. Robię wszystko bez spięcia, bez ciśnienia. Jeśli coś ma być prawdziwe, to będzie i słuchacze od razu to wyczują. Miałem niedawno dość trudny okres, więc trochę mrocznych kawałków powstało. Mam też kawałki do leżenia na hamaku, odpoczynku na słońcu i słuchania delikatnych brzmień mandoliny i gitary. W sumie na moim komputerze jest około pięćdziesięciu szkiców i pomysłów, z czego osiem to praktycznie gotowe piosenki.

A co robisz gdy masz trochę wolnego czasu?

Ja bardzo nie lubię mieć wolnego czasu. Jak mam siedzieć i nic nie robić, to szlag mnie trafia. Ostatnio kupiłem modele samolotów do sklejania, bo myślałem, że będziemy je sklejać razem z moim 3,5-letnim synem. Okazało się jednak, że on nie ma do tego cierpliwości, chciałby żeby samolot był od razu gotowy. Siedzę więc sobie wieczorami, słucham Elvisa albo Chopina i sklejam samoloty (śmiech). Inną rzeczą, która mnie relaksuje, jest budowanie wspólnie z synem różnych rzeczy z klocków.

Jesteś szczery, skromny, całkowicie skoncentrowany na muzyce, nie masz „parcia na szkło”, zupełnie nie pasujesz do świata show biznesu. Pewnych rzeczy nie da się jednak uniknąć: wywiady, spotkania, autografy. Jak się w tym świecie odnajdujesz? Musiałeś pójść na jakieś kompromisy z samym sobą?

Na szczęście nie musiałem iść na żadne kompromisy. To bardzo miła rzecz dać komuś autograf, czy spotkać się z ludźmi i porozmawiać po koncercie. Wywiady są normalną częścią tej pracy i nie mam z tym problemu. Przecież nie muszę Ci mówić wszystkiego (śmiech).

Odczułeś już na własnej skórze jakieś przejawy popularności?

Niespecjalnie. Może dlatego, że chowam się w czapce (śmiech).

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.

Kortez – naprawdę nazywa się Łukasz Federkiewicz i pochodzi z Iwonicza. Ma wykształcenie muzyczne (w szkole uczył się gry na pianinie i puzonie). 25 września 2015 r. ukazała się jego debiutancka płyta „Bumerang”, która przez długi czas była jedną z najlepiej sprzedających się polskich płyt. Pochodzące z niej utwory „Zostań” i „Od dawna już wiem” przez wiele miesięcy znajdowały się w czołówce zestawienia Listy Przebojów Trójki. W kwietniu 2016 roku otrzymał Fryderyka za fonograficzny debiut roku.

Autor: Infoludek.pl szczecin@infoludek.pl